Bez przebaczenia / Unforgiven
27 listopada, 2007Czerwona latarnia i tętent galopujących koni.
Rok produkcji: 1992, USA Czas trwania: 131 minut Gatunek: Western Reżyseria: Clint Eastwood Scenariusz: David Webb Peoples Zdjęcia: Jack N. Green Montaż: Joel Cox Muzyka: Clint Eastwood, Lennie Niehaus Scenografia: Adrian Gorton, Rick Roberts, Janice Blackie-Goodine, Henry Bumstead Produkcja: Clint Eastwood, David Valdes Występują: Clint Eastwood, Gene Hackman, Morgan Freeman, Richard Harris, Jaimz Woolvett |
Bez przebaczenia to stosunkowo stary film (’92), ale dopiero dzisiaj miałem okazję go obejrzeć. W podwójnej roli pokazuje się tutaj Clint Eastwood. Jest głównym bohaterem oraz reżyserem. Darzę tego mężczyznę ogromnym szacunkiem, bo jak nikt inny bardzo ciężko na niego zapracował. W końcu nie każdy może się pochwalić ponad pięćdziesięcioletnim stażem w branży filmowej. Widać gołym okiem, że nagromadzone przez te wszystkie lata doświadczenia, procentują. Efektem są znakomite filmy wychodzące spod Jego ręki. Nie inaczej jest z The Unforgiven.To film o tyle ważny, że zamyka pewien okres w historii kina. Western jest gatunkiem, który obecnie zupełnie nie ma prawa bytu. Eastwood stanowi swoistą ikonę tamtego stylu, ale znakomicie odnajduje się także we współczesnych trendach. Pożegnanie z westernem w Jego wykonaniu to w dużej części autoparodia. Postać, w którą się wciela jest inna od tych, które kreował w młodości. Bill Manny (zaawansowany wiekiem mężczyzna z mroczną przeszłością) jest wyraźnie zmęczony życiem. Po śmierci ukochanej żony, samotnie wychowuje dwójkę dzieci. Stanowi zaledwie cień osoby, którą był kiedyś. Nieoczekiwanie dla niego pojawia się impuls, który sprawia, że młody duch postara się jeszcze choćby na chwilę zawładnąć słabym, srogo doświadczonym przez mijający czas ciałem.
Oprócz Clinta Eastwooda na ekranie możemy zobaczyć, wtórujących mu Morgana Freemana oraz Gene’a Hackmana. Obaj Panowie należą do starej szkoły aktorskiej, ale na tle Clinta wypadają blado. Całość nakręcono w bardzo wolnym tempie i okraszono kilkoma cieszącymi oko pejzażami.
Epilog filmu, który ujawnia dalsze losy głównego bohatera, raz na zawsze zamyka kwestię gatunkową i jednoznacznie skazuje western na niebyt. Przywołując niewiele starszą od samego pomysłu na western, łacińską sekwencję, chciałbym zakończyć… Requiescat in Pace.
Ocena: 7,5/10
no niestety nie jestem fanem gatunku, ale jet jedna rzecz:
‚Western jest gatunkiem, który obecnie zupełnie nie ma prawa bytu’
no co Ty. Nie odmawiajmy westernowi prawa bytu, za przykład podam ‚3:10 do Yumy’ może nie kino wielkich lotów, ale western jak ulał.
- autor: kamil 28 listopada, 2007 at 9:30 pm„3:10 do Yumy” to remake. Jest różnica, między nakręceniem całkowicie nowego tematycznie filmu, a stworzeniem nowej wersji czegoś, co istniało x lat temu. Oczywiście Po „The Unforgiven” pojawiło się kilka westernów np. „Szybcy i martwi” lub „Truposz”, natomiast są one raczej zabawą w konwencję, niż stricte westernem. Nie twierdzę, że gatunek całkowicie zniknie, bo „The Unforgiven” jest tylko sygnałem wyczerpania go, a nie wyrokiem skazującym na nicość, ale na pewno stanie się marginalny.
- autor: qrycha 29 listopada, 2007 at 9:08 pm